Otworzyłam powoli oczy. Rozejrzałam się. Nie byłam już na lotnisku. Byłam w jakimś dziwnie znajomym miejscu. Ciemność. Wszędzie było ciemno. Jedyne światło jakie było w tym pokoju dochodziło z szpary w drzwiach. Pokój nie miał żadnych mebli. Drzwi zaczęły się otwierać. Do pokoju wszedł facet o masywnej posturze.
- I co Emily, jak ci się podoba?- spytał z uśmieszkiem. Chwila co? Emily? Ja przecież mam na imię Lauren. Próbowałam otworzyć buzię, ale coś w niej było.
- Ach, no tak, przecież ty nic nie powiesz.- zaśmiał się, po czym usiadł blisko mnie. Zaczął zdejmować opaskę, która ciązyła mi na ustach i w jej wnętrzu.
- Powiesz coś, czy mam to znowu włożyć?
Odkaszlnęłam, i wzięłam duży haust powietrza.
- Lauren.- wyszeptałam.
- Co?- spytał marszcząc brwi.
- Mam na imię Lauren.
- Takie kity możesz wciskać komuś innemu.
- Mówię prawd...- nie skończyłam ponieważ zaczął mi to coś znowu zakładać.
- Myślisz, że nie wiem jak cię rozpoznać?- spytał i zaczął mi zdejmować trampka i oglądać kostkę.
- Co? Gdzie to jest?- krzyczał. Wykręcał moją kostkę pod takim kątem, że dziwiłam się że się nie złamała. Zamarł. Wstał i wyszedł z pokoju bez słowa. Było mi chłodno. Zwłaszcza w nogę, ponieważ ten gość nie założył mi buta. Zaczęłam się rozglądać po pokoju. Przecież znałam go. Tylko skąd? Drzwi pokoju zaczęły się otwierać. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna o mniejszej masywności ciała, niż ten co wszedł na początku. Miał w ręku, coś.. chyba koc. Wziął mojego trampka i zaczął mi go ubierać. Odkrył mi tą szmatę z ust.
- Kim jesteś?- spytał się facet oschle.
- Mam na imię Lauren.- powiedziałam.- Myślałeś, że kim?
- Jesteś naprawdę bardzo podobna do jednej bogatej dziewczyny.
- Czyli mnie wypuścicie?- spytałam z nadzieją. Jednak on nie odpowiedział. Po prostu wstał i wyszedł. Do moich oczy napłynęło tysiące łez. Czyli mam tu spędzić całe życie?
--------------------------------------------------------
Głupi koniec, wiem :/
*.* wow? xd
OdpowiedzUsuńFAJNE : )